Jak być dobrym człowiekiem, a jednocześnie nie dać się ochujać?
Kiedy staram się być dla ludzi uprzejma, sympatyczna, życzliwa, pomocna itp. to na końcu na tym tracę... Z dobra tworzy się naiwność, moja czujność osłabia się i na końcu dostaję nóż w plecy.
Być dobrą i dostać to czego się chce. Jak? Chcę przepisu na złoty środek. Nic nie rozumiem.
___________________________
Nauczycielka z polaka mnie nie lubi. Choćbym nie wiem jak się starała, zawsze będzie źle. Nawet jak spiszę pracę domową od najlepszej uczennicy w klasie, to ona dostanie 5, a ja góra 3. Czego nie powiem na lekcji - źle/nie do końca... Moje słowa praktycznie powtórzy ulubieniec pani - tak, o to chodziło, bardzo dobrze...
Nie będę mówić, że się babsko na mnie uwzięło. Może tak nie jest, ale tak czy inaczej nie zachęca mnie ona do pracy. Niestety, mnie motywują dobre wyniki, pochwały itd, więc chęci do starania się znacznie gasną.
___________________________
Trzeba zacząć w końcu ćwiczyć. Bolą mnie plecy, jakbym była jakąś staruszką :/. Może też coś tam schudnę przy okazji.
Następnie biorę się za lekcje, naukę, książkę, coś tam...
poniedziałek, 28 października 2013
sobota, 19 października 2013
Pomysł na życie
Zaczęłam myśleć co będę studiować, jak nie daj Bóg, nie wyjdzie z medycyną. Racjonalne podejście, wydaje mi się.
I... wiem na pewno, że nic innego medycznego nie wezmę. W szpitalu pojawię się jako lekarz albo wcale. Wezmę coś technicznego. Czytałam ostatnio o takim jednym kierunku. Nowy bardzo. Rok temu wyszli pierwsi magistrzy. Jest jakieś ryzyko. Czy znajdę pracę? Czy dam radę rozkręcić jakiś biznes? A wszystko to w Polsce nie takie łatwe.
Sobota mnie wymęczyła. Zakupy, szukanie dywanu, mebla, lustra... każdy sklep w innej części miasta. Potem gabinet weterynaryjny i przesympatyczna rozmowa z tamtejszymi lekarzami (swoją drogą, lek. wet. też bardzo fajny zawód). Następnie sprzątanie, którego końca nie było widać. Padam. A koniecznie muszę zajrzeć do lekcji, bo jutro się nie wyrobię. Doba trwa za krótko. Ho! To ja działam za wolno! :/
Katar mam od miesiąca. Taki cieknący, wkurzający... Yyyhhh... świat mnie nienawidzi :(
I... wiem na pewno, że nic innego medycznego nie wezmę. W szpitalu pojawię się jako lekarz albo wcale. Wezmę coś technicznego. Czytałam ostatnio o takim jednym kierunku. Nowy bardzo. Rok temu wyszli pierwsi magistrzy. Jest jakieś ryzyko. Czy znajdę pracę? Czy dam radę rozkręcić jakiś biznes? A wszystko to w Polsce nie takie łatwe.
Sobota mnie wymęczyła. Zakupy, szukanie dywanu, mebla, lustra... każdy sklep w innej części miasta. Potem gabinet weterynaryjny i przesympatyczna rozmowa z tamtejszymi lekarzami (swoją drogą, lek. wet. też bardzo fajny zawód). Następnie sprzątanie, którego końca nie było widać. Padam. A koniecznie muszę zajrzeć do lekcji, bo jutro się nie wyrobię. Doba trwa za krótko. Ho! To ja działam za wolno! :/
Katar mam od miesiąca. Taki cieknący, wkurzający... Yyyhhh... świat mnie nienawidzi :(
środa, 16 października 2013
Stąpamy po cienkim lodzie
Ja, mama, tata. Rodzina. Z roku na rok jest coraz gorzej.
Mijamy się, rzadko rozmawiamy, nie mamy dla siebie czasu. Może raz w tygodniu jemy wspólnie obiad. Przed telewizorem. Zero rozmowy. Wspólne wakacje? Dobre sześć lat temu.
Rodzice od rana do wieczora w pracy, żeby coś tam zarobić, żeby były pieniądze na wykończenie i utrzymanie domu, moją szkołę, przyszłe studia. Ja rano w szkole, po południu w książkach, wieczorem w książkach.
Mamy coraz częściej do siebie żal i pretensje. Nie dogadujemy się. Każdy jest wyczerpany i drażliwy.
Weekend. To jakiś żart. Sobota - jakieś zakupy, jakieś sprawy do załatwienia, sprzątanie, każdy coś gdzieś, sprzeczki. Niedziela - ogłupianie się przed telewizorem (o ile ktoś jest w domu), sen, sen, sen. U mnie nauka. W tygodniu znowu harówa. Znowu to samo. Z rąk do rąk kluczyki do samochodu.
Jest jakaś droga, do czegoś jakby zmierzamy. Nie, jednak są to chyba inne drogi. Jakieś cele są. W którymś momencie zignorowane zostały te wyższe wartości. Miłość, przyjaźń, zdrowie.
Źle się dzieje.
Potrzebuję snu. Mnóstwo rzeczy jest do zrobienia. Wracam do matmy.
Mijamy się, rzadko rozmawiamy, nie mamy dla siebie czasu. Może raz w tygodniu jemy wspólnie obiad. Przed telewizorem. Zero rozmowy. Wspólne wakacje? Dobre sześć lat temu.
Rodzice od rana do wieczora w pracy, żeby coś tam zarobić, żeby były pieniądze na wykończenie i utrzymanie domu, moją szkołę, przyszłe studia. Ja rano w szkole, po południu w książkach, wieczorem w książkach.
Mamy coraz częściej do siebie żal i pretensje. Nie dogadujemy się. Każdy jest wyczerpany i drażliwy.
Weekend. To jakiś żart. Sobota - jakieś zakupy, jakieś sprawy do załatwienia, sprzątanie, każdy coś gdzieś, sprzeczki. Niedziela - ogłupianie się przed telewizorem (o ile ktoś jest w domu), sen, sen, sen. U mnie nauka. W tygodniu znowu harówa. Znowu to samo. Z rąk do rąk kluczyki do samochodu.
Jest jakaś droga, do czegoś jakby zmierzamy. Nie, jednak są to chyba inne drogi. Jakieś cele są. W którymś momencie zignorowane zostały te wyższe wartości. Miłość, przyjaźń, zdrowie.
Źle się dzieje.
Potrzebuję snu. Mnóstwo rzeczy jest do zrobienia. Wracam do matmy.
piątek, 11 października 2013
Oszaleję
Boże, jestem chyba złym człowiekiem.
Od kilku dni jest u nas babcia. Ogólnie nie mieszka z nami, ale zachorowała, ma zmiany w płucach i leży u nas.
Gdy nie ma mamy (a nie ma jej do późna), podaję jej leki, podgrzewam obiady, wmuszam napoje, bo jest odwodniona... i mam dość. Nie mówię tego głośno i nawet za myśli jest mi wstyd. Ale już nie mogę. Nie mam cierpliwości, zaciskam zęby, ciągle powtarzam sobie, że to starszy człowiek, że oni tak mają... a w środku mnie nosi, czasem myślę, że oszaleję. Nie mogę znieść ciągłego kaszlenia, ciągłego wmuszania, próśb do jedzenia, picia, leków, tego zapachu... a ona ciągle "ale się nie chce" Boże! A czy ja pytam "czy królewska mość by mogła?"?!... Jezu, nie wiem, to starość tak brzydko mówiąc, ogłupia ludzi?
I to niby dorosły człowiek z szafą doświadczeń... Nie wytrzymam... w ogóle jak można się do takiego stanu doprowadzić?! Gorzej niż z dzieckiem. Najlepiej byłoby leżeć i nic nie robić, nie brać leków i czekać kurwa na cud. Powoli widać poprawę na zdrowiu, ale nadal "się nie chce". A może tak po prostu jest jej wygodniej. Kurwa, oszaleję.
Reszta rodziny ma jednym słowem "wywalone", a nawet na rękę tym, od których zabraliśmy babcię.
Ja wiem, że to moja babcia, wiem, że TRZEBA jej pomóc, że szacunek się należy.... ale na prawdę nie mam siły. I nie powiem tego głośno, nadal będę pomagać... póki sama nie zwariuję.
Istnieje jakaś rodzinna więź i w ogóle. Spoko. Kocham rodzinę, ale na odległość. Nie znoszę, jak nam się zwalają na głowę. Wieeeeem, to babcia...
Złym człowiekiem jestem. Staram się opanować, ale jest mi coraz trudniej.
I pomyślicie sobie "pff, i ty chcesz być lekarzem"... Chcę. Jednak nie chcę być lekarzem dusz. Chcę rozwiązywać medyczne zagadki, zagłębiać się w medyczne tajniki, poznawać ludzkie ciało od środka. Chcę cieszyć się z rozwiązywanych problemów. To będzie moja satysfakcja. A PRZY OKAZJI pomogę komuś.
PS Nie wiem co jest z tą godziną publikacji :/. To można gdzieś ustawić? Na laptopie mam dobrą.
Od kilku dni jest u nas babcia. Ogólnie nie mieszka z nami, ale zachorowała, ma zmiany w płucach i leży u nas.
Gdy nie ma mamy (a nie ma jej do późna), podaję jej leki, podgrzewam obiady, wmuszam napoje, bo jest odwodniona... i mam dość. Nie mówię tego głośno i nawet za myśli jest mi wstyd. Ale już nie mogę. Nie mam cierpliwości, zaciskam zęby, ciągle powtarzam sobie, że to starszy człowiek, że oni tak mają... a w środku mnie nosi, czasem myślę, że oszaleję. Nie mogę znieść ciągłego kaszlenia, ciągłego wmuszania, próśb do jedzenia, picia, leków, tego zapachu... a ona ciągle "ale się nie chce" Boże! A czy ja pytam "czy królewska mość by mogła?"?!... Jezu, nie wiem, to starość tak brzydko mówiąc, ogłupia ludzi?
I to niby dorosły człowiek z szafą doświadczeń... Nie wytrzymam... w ogóle jak można się do takiego stanu doprowadzić?! Gorzej niż z dzieckiem. Najlepiej byłoby leżeć i nic nie robić, nie brać leków i czekać kurwa na cud. Powoli widać poprawę na zdrowiu, ale nadal "się nie chce". A może tak po prostu jest jej wygodniej. Kurwa, oszaleję.
Reszta rodziny ma jednym słowem "wywalone", a nawet na rękę tym, od których zabraliśmy babcię.
Ja wiem, że to moja babcia, wiem, że TRZEBA jej pomóc, że szacunek się należy.... ale na prawdę nie mam siły. I nie powiem tego głośno, nadal będę pomagać... póki sama nie zwariuję.
Istnieje jakaś rodzinna więź i w ogóle. Spoko. Kocham rodzinę, ale na odległość. Nie znoszę, jak nam się zwalają na głowę. Wieeeeem, to babcia...
Złym człowiekiem jestem. Staram się opanować, ale jest mi coraz trudniej.
I pomyślicie sobie "pff, i ty chcesz być lekarzem"... Chcę. Jednak nie chcę być lekarzem dusz. Chcę rozwiązywać medyczne zagadki, zagłębiać się w medyczne tajniki, poznawać ludzkie ciało od środka. Chcę cieszyć się z rozwiązywanych problemów. To będzie moja satysfakcja. A PRZY OKAZJI pomogę komuś.
PS Nie wiem co jest z tą godziną publikacji :/. To można gdzieś ustawić? Na laptopie mam dobrą.
czwartek, 10 października 2013
Odkąd zaczęłam liceum moje życie jest w kompletnej dezorganizacji. Przestałam się uczyć, nagle brakowało mi czasu. Wcześniej paseczek na świadectwach, zajęcia dodatkowe, te naukowe i sportowe, dużo duuużo sportu. Potem odrzucenie wszystkiego na czas liceum, "ważnej nauki", skupienie się tylko na niej. Jezuniu, co mi do łba strzeliło... teraz nie mam ani wiedzy, ani zgrabnej sylwetki :| Była rutyna, ale ta dobra, ta w nauce... teraz tylko wstyd za lenistwo i zaniedbanie.
Niedługo matura. Obudziłam się. Nic nie umiem.
Tak cholernie ciężko jest zacząć robić cokolwiek. Jestem na etapie zmuszania się. Jednak pracuję nad wszystkim, nadrabiam, staram się. Chcę iść na medycynę. Kiedy dokładnie mi się to zrodziło, nie wiem, gdzieś w gimnazjum, wzięłam przecież ten właściwy profil. Miłością moją zawsze była i jest matematyka. Waham się nad zdawaniem rozszerzonej. Deklaracje można jeszcze zmienić. Nie wiem. Myśli się kłębią. Jak nie medycyna to co? Nic. Nic innego mi się nie podoba, w niczym innym się nie widzę.
A tak poza tym to blog będzie o codzienności. Taki współczesny pamiętnik.
Co więcej o mnie: Jeśli ktoś się pokusi na czytanie moich wpisów (taaa xD) to szybko zauważy, że:
- z poprawną polszczyzną to u mnie raczej na bakier,
- czasem sporo przeklinam - bo lubię i w dupie mam, że brzydko, że dziewczynie nie wypada...
- te wpisy pisze dziecko, co mu się od świata wszystko należy, bo tak.
I tak ogólnie to ludzie mnie denerwują. Chcą szczerości, a gdy ja zaczynam mówić co myślę to... nie mam znajomych xD Wkurwiają mnie idiotyczne uśmieszki i udawane uprzejmości. I coraz częściej nie zależy mi na tym czy ktoś wielce się oburzy, obrazi na wieki i obgada mnie na wszystkie strony świata, bo powiedziałam mu prawdę, a gościu liczył na komplemenciki i cukierkowanie. A najbardziej nienawidzę ludzi typu "przyjaciel wszystkich". No to jest po prostu niemożliwe, żeby do wszystkich zęby szczerzyć i "dowcipkować" z zamiłowania. No kurwa chore. I wbrew pozorom, odróżniam szczerość od chamstwa. Nieproszona nie oceniam, nie szukał powodów do kłótni. Ale nikt mi nie będzie, mówiąc dosadnie, wpierdalał się w życie.
Sama bez wad nie jestem. Mam tego świadomość. Wyjdą w praniu.
Niedługo matura. Obudziłam się. Nic nie umiem.
Tak cholernie ciężko jest zacząć robić cokolwiek. Jestem na etapie zmuszania się. Jednak pracuję nad wszystkim, nadrabiam, staram się. Chcę iść na medycynę. Kiedy dokładnie mi się to zrodziło, nie wiem, gdzieś w gimnazjum, wzięłam przecież ten właściwy profil. Miłością moją zawsze była i jest matematyka. Waham się nad zdawaniem rozszerzonej. Deklaracje można jeszcze zmienić. Nie wiem. Myśli się kłębią. Jak nie medycyna to co? Nic. Nic innego mi się nie podoba, w niczym innym się nie widzę.
A tak poza tym to blog będzie o codzienności. Taki współczesny pamiętnik.
Co więcej o mnie: Jeśli ktoś się pokusi na czytanie moich wpisów (taaa xD) to szybko zauważy, że:
- z poprawną polszczyzną to u mnie raczej na bakier,
- czasem sporo przeklinam - bo lubię i w dupie mam, że brzydko, że dziewczynie nie wypada...
- te wpisy pisze dziecko, co mu się od świata wszystko należy, bo tak.
I tak ogólnie to ludzie mnie denerwują. Chcą szczerości, a gdy ja zaczynam mówić co myślę to... nie mam znajomych xD Wkurwiają mnie idiotyczne uśmieszki i udawane uprzejmości. I coraz częściej nie zależy mi na tym czy ktoś wielce się oburzy, obrazi na wieki i obgada mnie na wszystkie strony świata, bo powiedziałam mu prawdę, a gościu liczył na komplemenciki i cukierkowanie. A najbardziej nienawidzę ludzi typu "przyjaciel wszystkich". No to jest po prostu niemożliwe, żeby do wszystkich zęby szczerzyć i "dowcipkować" z zamiłowania. No kurwa chore. I wbrew pozorom, odróżniam szczerość od chamstwa. Nieproszona nie oceniam, nie szukał powodów do kłótni. Ale nikt mi nie będzie, mówiąc dosadnie, wpierdalał się w życie.
Sama bez wad nie jestem. Mam tego świadomość. Wyjdą w praniu.
czwartek, 3 października 2013
Ten pierwszy post...
Stało się. Dołączyłam do grona blogowiczów. Nie wiem na jak długo, może to kolejny chwilowy kaprys ;D. Czytam blogi od dwóch lat, głównie studentów medycyny i spodobało mi się. Spodobał blog i medycyna.
To jakaś masakra jest. Wpis mnie stresuje. Tyle miałam do powiedzenia, a ciężko mi zdanie skleić :|. Trudno, może jutro. A tymczasem nieśmiało zagłębiam się w tajniki blogowania...
To jakaś masakra jest. Wpis mnie stresuje. Tyle miałam do powiedzenia, a ciężko mi zdanie skleić :|. Trudno, może jutro. A tymczasem nieśmiało zagłębiam się w tajniki blogowania...
Subskrybuj:
Posty (Atom)